Michał Siedlecki

namiotnictwo

Maciej Siedlecki

Stół do szycia w zakładzie Michała Siedleckiego ma 140 metrów kwadratowych i pod nim mieści się magazyn. Siedlecki szyje namioty, które zobaczyć można w hollywoodzkich filmach. Jest przykładem, jak pasja daje pracę.

Aby porozmawiać umawiamy się, że oddzwoni, gdy wyjedzie z domu do pracy. W samochodzie ma kilka minut na rozmowę.

– Teraz nie mamy chwili wytchnienia. Znany reżyser i producent z Hollywood kręci film historyczny, a my szyjemy kilkaset namiotów dla niego. Więcej szczegółów nie mogę powiedzieć, bo jesteśmy związani umową z producentami filmowymi – tłumaczy.

Z Radomia do Żyrardowa

Michał Siedlecki pochodzi z Radomia, droga do Żyrardowa była dłuższa, niż do własnej firmy. Siedlecki jest namiotnikiem. Czy nazwa jego zawodu nie budzi mieszanych uczuć?

– Faktycznie, gdy szukałem pracowników i opowiadałem kandydatom, że jestem namiotnikiem i szyję namioty, to niektóre osoby robiły duże oczy i na dzień próbny już nie przychodziły. Teraz kandydatom mówię, że robimy scenografię do filmów, jest to jakoś bardziej akceptowalne – śmieje się.

Przygoda z przeszłością zaczęła się w szkole podstawowej od gry planszowej – Bitwa od Grunwaldem. W starszych klasach z kolegami doszła zabawa w rycerzy.

– Z płaskowników wykuwaliśmy miecze – opowiada. – Ich fascynowała rekonstrukcja bitew. Po prostu „prali” się, a to naprawdę jest niebezpiecznie. Złamania, poważniejsze urazy to dość powszechne, a mnie bardziej urzekło rzemieślnictwo historyczne.

Pomógł przypadek

Chciał jechać na zlot rycerski, ale nie miał namiotu. Zrobił go sobie sam. Zamierzał wykonać kopię średniowiecznego. Kupił bawełniany materiał za 250 złotych. To był ogromny wydatek dla licealisty.

– Teraz zamawiam całą produkcję jednej z firm i czekam już na następną. Zużywam dwa kilometry materiału lnianego miesięcznie – śmieje się.


Maszynę do szycia znalazł w domu. Stała zakurzona w kącie. Mama Michała kupiła sobie „Łucznika”, ale nigdy go nie używała. Jakie było jej zdziwienie, gdy zastała syna w kuchni przy maszynie. Pierwszy namiot był mało udany, niedopracowany. Ale…

– Natychmiast znalazł się chętny, który kupił. Zastanowiło mnie, że skoro natychmiast znalazłem klienta na moim zdaniem niedoskonały namiot, to co dopiero porządnie wykonany. I tak zacząłem szyć, a pocztą pantoflową rozchodziła się o tym wieść. Klientów nie brakowało – wspomina.

Na studiach w Krakowie produkcja namiotów sięgnęła nawet trzech miesięcznie. Siedlecki teraz uśmiecha się na wspomnienie tej liczby.

– Wynajmowaliśmy mieszkanie w bloku. W jednym pokoju mieszkał znajomy ze swoją dziewczyną, w drugim ja, w trzecim szyliśmy namioty. Sąsiedzi byli wyrozumiali. Jedynie raz w środku nocy zapukali w ściany, gdy pakowaliśmy wysyłkę. Taśma klejąca wydawała okropny hałas – opowiada.

Czas Tentorium

Zmówień przybywało, dlatego zaniechał studia. W 2008 roku złożył firmę. W Krakowie wynajął pomieszczenia. Wtedy też pierwszy raz miał kontakt z Żyrardowem.

– Chciałem biuro urządzić w stylu pofabrycznym. Szukając w internecie inspiracji wpadł mi wpis o loftach żyrardowskich. Nie przypuszczałem, że za kilka lat przyjdzie mi się związać z tym miejscem – śmieje się.

Najpierw zaczęło się od zakupu działki na Mazowszu. Odpowiednią wypatrzył pod Żyrardowem, a na ul. Dittricha wynajął pomieszczenia. Zatrudnia 8 osób.

– Proszę nie pisać o mnie tylko. Tentorium, to firma składająca z świetnych pracowników – podkreśla.

Wsiąkł w to miasto. Stąd pochodzi jego partnerka.

– Poszedłem na jogę i tam ją poznałem. Teraz rodzina nam się powiększyła. Miał być syn a tymczasem mamy Aurorę. Dziewczynka z pewnością pomoże mi w szyciu – śmieje się.

A tego szycia przybywa, bo po zleceniach od rekonstruktorów i muzeów przyszedł czas na produkcje filmowe. Robił 40 namiotów do słynnego serialu „Wikingowie”. Serial na nowo rozbudził modę na nordyckie klimaty. Zamówienie przyszło niespodziewanie, a tempo realizacji mordercze.

– Żadna firma nie zgodziła się na realizację zamówienie w tak krótkim czasie. Wtedy ekipa realizująca serial zwróciła się do nas. Od kierowcy, który przyjechał po namioty z Wielkiej Brytanii usłyszałem, że zależało na takim tempie, bo jeden dzień produkcji kosztuje 200 000 euro. Nie mogli pozwolić sobie na przestoje – wyjaśnia. – Proszę uważnie przyglądać się drugiemu sezonowi „Wiedźmina”. Tam też jest nasza robota.

Marzy o Oscarze

Po kilku latach szycia namiotów i zbierania też zapisów, historycznych ilustracji, nie mają one przed nim tajemnic. Nawet bardziej wyszukane jak namioty tureckie Jana III Sobieskiego. Praca nad jednym trwała trzy miesiące. Powstał z ręcznie malowanym wnętrzem. Obecnie ich kompleks namiotowy stoi w muzeum w Wilanowie. Zamówienia spływają też z innych kontynentów: Ameryka Północna, Australia.

– Po przesłanym rysunku bez obliczeń wiem, ile będzie wymagał masztów, czy linek. A często dostaję po prostu zarys tego, co chciałaby ekipa filmowa. Czasem jest nietypowe żądanie, aby namiot nie miał linek zewnętrznych, aby aktorom nie przeszkadzały – mówi namiotnik.


Dlatego – wraz z pracownikami – podkreśla, zabrał się za nowe wyzwania jak produkcja mebli. Zrobili krzesło z drzewa czereśniowego, kopię mebla z 1909 roku autorstwa Karola Tichego. Obrał sobie za cel wbudowanie w ciągu najbliższych lat własnego zakładu. Przypuszcza, że hala będzie miała około 800 mkw. To jest cel, a czy ma marzenie?

– Tak. W Hollywood Oscarami nagradzani są nie tylko aktorzy, reżyserzy. Chciałbym, aby film, do którego robiliśmy scenografię dostał właśnie w tej kategorii Oscara – wyjawia Michał Siedlecki.

***
Autor: Włodzimierz Szczepański
Zdjęcia: Paweł Światek
Materiał powstał w ramach działań Stowarzyszenia Nasze Imaginarium „Rzemieślniczki i rzemieślnicy Żyrardowa”

lofo urzedu miasta żyrardowa