Zdzisław Brzozowski

czapnictwo

Zdzisław Brzozowski

W pracowni Zdzisława Brzozowskiego w centralnym miejscu wiszą wycięte ze skóry formy. Z tego samego wykroju powstają czapki na lato i na zimę. Jedne z materiału garniturowego, inne z jesionkowego. Z wełny, z jeansu. Uszyć czapkę to podobno żaden problem. O kunszcie w zawodzie czapnika świadczy zdaniem Zdzisława Brzozowskiego umiejętność stworzenia formy.


Gwarancja Mistrza


Autorka: Beata Kwiatkowska


Znajomi dziwili się, kiedy zrezygnował z pracy głównego mechanika w żyrardowskiej garbarni i rozpoczął naukę czapnictwa.

– Mój zakład – mówi Zdzisław Brzozowski – to była mała centrala dla zakładu na Strzeleckiego i dla Grodziska, a wszyscy podlegaliśmy pod WZPS Syrena (Warszawskie Zakłady Przemysłu Skórzanego Syrena, produkującego obuwie – przyp. red.).

Dziś młodsze pokolenie zna to miejsce jako galerię handlową „Stara Grabarnia”. Jak większość innych przedsiębiorstw w Żyrardowie, również zakłady zajmujące się wyprawianiem skór nie przetrwały transformacji ustrojowej po roku 1989. Zdzisławowi Brzozowskiemu udało się odejść w porę i zdobyć nowy fach, w którym osiągnął mistrzostwo. W zawodzie czapnika pracuje od czterdzieści lat. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby czapnictwo porzucić.

– Pokochałem to rzemiosło. Nie lubię lawirować, zmieniać. Jak się zakocham, to już do śmierci.


Mieć fach


Terminował u teścia – znanego w mieście czapnika Czesława Juszczyńskiego. Po dwóch latach nauki zdał egzamin czeladniczy i założył własny zakład. Z czasem uzyskał tytuł mistrza. Choć jego teść pozostał czeladnikiem, to Zdzisław Brzozowski zawsze mówił do swojego nauczyciela „Mistrzu”.

Po czterdziestu latach pracy w zawodzie zna się na swoim fachu, jak nikt inny, dlatego śmiało daje na wykonane przez siebie czapki dożywotnią gwarancję.

– Swoją robotę znam. Nie zdarza się to często, ale jeśli cokolwiek stałoby się z moją czapką, na przykład trzeba byłoby rozciągnąć – zrobię to. Za darmo. Nawet po latach. Ale warunek – to musi być moja czapka. Po innych – nie naprawiam.


Kupić kapotę i przenicować


W czasach PRL-u, gdy zaczynał, zarobki czapnika były bardzo dobre. Kiedyś na rynku w Skierniewicach Zdzisław Brzozowski sprzedał jednego dnia 70 czapek – wszystko, co przywiózł. Każdy towar sprzedawał się od ręki, bo na półkach sklepowych królowały wtedy jedynie ocet i chleb.

– Teść miał rację, kiedy mówił, po co Ty Zdzisiu siedzisz w tych zakładach, jak tu w jeden dzień zarobisz tyle co w garbarni w miesiąc. To były czasy, kiedy wszystkiego brakowało, nie było materiału, wszystko się nicowało. Kto dziś wie, co to nicowanie? A nicowanie polegało na tym, że kupowało się kapotę, pruło, cięło i szyło po drugiej – niezniszczonej, czystej stronie. Ale to szło. Był popyt i to jeszcze jaki. Dobre pieniądze się zarabiało.


Sztuką jest wykroić formę


formy czapnika

W pracowni Zdzisława Brzozowskiego w centralnym miejscu wiszą wycięte ze skóry formy. Z tego samego wykroju powstają czapki na lato i na zimę. Jedne z materiału garniturowego, inne z jesionkowego. Z wełny, z jeansu. Każda może być inna – z czarną podszewką, z niebieską – z jaką ktoś chce. Dodatki też zmieniają czapkę.

– Zwykłą czapkę zamknę oczy i mogę szyć – śmieje się Zdzisław Brzozowski.

Uszyć czapkę jego zdaniem to żaden problem. O kunszcie świadczy umiejętność wykrojenia formy. Zdzisław Brzozowski umie to zrobić bez rozpruwania pierwowzoru. Ważna umiejętność, bo zdarza się, że ktoś przyniesie czapkę i prosi o uszycie takiej samej.


Modelowanie nadaje kształt


Niewiele osób wie, że czapka zaraz po uszyciu wygląda nieciekawie. Kształtu nabiera dopiero pod wpływem modelowania, roboczo nazywanego prasowaniem. To takie prasowanie bez użycia żelazka.

klocki do modelowania czapek

Kiedyś modelowanie wykonywało się na drewnie. Trzeba było rozpalić w piecu kuchennym, na kuchni ustawić kocioł z wodą, wstawić na dno cegłę i dopiero na to drewniany kloc. Na drewno nakładano czapkę.

– Czapka się parowała. Nabierała kształtu. To była dosyć ciężka, mozolna robota. Czapka musiała później odleżeć tak z pół godziny, a potem wkładało się w nią papier, żeby się nie gniotła.

Zdzisław Brzozowski z sentymentem przechowuje w pracowni dawne narzędzia, w tym i drewniane, lipowe kloce. Dziś jednak do modelowania służą mu elektryczne kloce aluminiowe, na które naciąga się uszytą czapkę i czeka aż czapka uzyska właściwy, trwały kształt. Każdy rodzaj czapki wymaga innego modelowania.



Leninówki, degolówki, papachy, angielski


Kiedyś było pięć, sześć wzorów czapek – sportówki, leninówki, papachy (z nausznikami wiązanymi na górze), degolówki i podobne do degolówek narciarki. Później weszły angielki.

– Teraz jest więcej modeli, ale te starsze ciągle robię. Panowie w wieku 60, 70, 80 i 90 lat mają swoje przyzwyczajenia. Przychodzą do mnie i chcą, żeby im sprzedać czapkę lub uszyć wg dawnego wzoru. Najstarszego klienta miałem w Sochaczewie – 105 lat. Przychodził co rok i kupował ten sam wzór – sportówkę.

A kobiety? – Kobiety są trudnymi klientkami – śmieje się Brzozowski – Przymierzają, narzekają, tu się marszczy, tu się zawija, tu nie tak. Nie mam do tego cierpliwości. Chłop, jak przychodzi, przemierza, pakuj pan i po temacie. Kiedyś przyszedł człowiek, starą czapkę rzucił pod stół, wziął nową i poszedł. To jest klient.


Sprzedaż na rynku


Zdzisława Brzozowski od lat można spotkać w tych samych miejscach: na Targowisku w Żyrardowie (w niedzielę, po wejściu przez główną bramę druga alejka po lewej stronie), w Skierniewicach, Sochaczewie i Piastowie. Sprzedaż na rynku, to część jego zawodu. Lubi i potrzebuje kontaktu z ludźmi. Pozostaje wierny przyzwyczajeniom, choć w dzisiejszych czasach sprzedać rzemieślniczą pracę na targowisku jest bardzo trudno.

– Nie ma co ukrywać, większość rzeczy na rynku jest szmatławej jakości. Ale tanie. Czapka sprowadzona z Chin kosztuje 10 zł, a moja 50 zł czy 60 zł. I to też jest kwota nieadekwatna do wykonanej pracy. Dodatkowo, sprzedając na rynku w czterech miejscowościach płacę 600 zł. Dochodzi jeszcze paliwo.

Choć bliscy doradzają przejście na sprzedaż internetową, gdzie podobne czapki kosztują dwa, trzy razy więcej, Zdzisław Brzozowski nie chce.

– Za dużo zamieszania. Po co mi to. Jestem na emeryturze. Przyzwyczaiłam się do tego rynku. Lubię iść w niedzielę na targowisko, spotkać się z kolegami, z klientami. Jak ktoś przychodzi na rynek, przymierzy, to od razu wie, czapka jest dobra albo nie jest. Nie chcę zmian.


Pokazać, co się potrafi


Miał w karierze zawodowej jedno szczególne zlecenie, które stanowiło wyzwanie. Poproszono go o uszycie czapek wojskowych na potrzeby rekonstrukcji historycznej strajku szpularek. Każdego roku w Żyrardowie na upamiętnienie pierwszego w Europie strajku robotniczego kobiet, który miał tutaj miejsce w 1883 roku, odbywa się uliczna inscenizacja, a w czapkach od Zdzisława Brzozowskiego zobaczymy rosyjskich żołnierzy pacyfikujących strajk.

– Czapki mundurowe są do siebie podobne, a zdając papiery mistrzowskie, musiałam umieć uszyć też czapkę mundurową. Tutaj jedynie dodatki były inne, inna kolorystyka. Szyło się co prawda dłużej niż czapki codzienne, ale satysfakcja też większa. Mam sentyment do Żyrardowa, dlatego zgodziłam się na tę pracę. I chciałem pokazać, co potrafię.

***

Zdzisław Brzozowski, Czapnictwo
1 Maja 100 A, 96-300 Żyrardów

Czapki uszyte przez pana Zdzisława Brzozowskiego
można kupić i zamówić m.in. na Targowisku Miejskim w Żyrardowie – w niedzielę.

Zdzisław Brzozowski
Zdzisław Brzozowski, fot. Paweł Świątek