Michał Wróbel

mechanika samochodowa

Michał Wróbel

Miłość przywiodła go do Żyrardowa, a potem założył tu warsztat samochodowy i dziś pracuje w nim z pasją. Nikt nie wie o żyrardowskich kierowcach tyle, co on.


                                         

Warsztat. Pejzaż wewnętrzny


Autorka: Anna Kamińska


Zapach oleju przekładniowego, benzyny i ropy roznosi się od wejścia do warsztatu samochodowego Michała Wróbla, urządzonym przy ulicy Bielnikowej, niedaleko żyrardowskiego Muzeum Lniarstwa.

Oczy, które po wejściu do warsztatu chcą odnaleźć źródła tego zapachu zaczynają wędrować nie po stojących w nich samochodach, a po wysokiej na kilkanaście metrów hali z małymi oknami w dachu, w której kiedyś mieściła się suszarnia lnu.

Dźwięczą klucze, szumią silniki


W głębi warsztatu znajduje się stół z blachy z wiszącymi nad nim trzema lampami, zrobiony własnoręcznie przez Michał Wróbla, po prawej stronie hali leżą pionowo złożone opony, a w wydzielonym biurze wiszą do połowy ściany tablice rejestracyjne aut.

– W tej hali naprawiam samochody od dwóch lat – mówi Michał Wróbel, zapraszając do biura, bo w hali głos ucieka na boki i trudno się usłyszeć, ciszę zakłócają tu też na co dzień dźwięki kluczy udarowych.

– W Żyrardowie pojawiłem się na stałe za sprawą żony, ale wcześniej trafiłem tu także z mamą. Prowadziła sklep i przyjechała kupić rzeczy z lnu w sklepie z wyrobami lniarskimi, który stał dosłownie kilkanaście metrów od hali, w której mam dzisiaj warsztat.   

To jednak żona namawiała go, by zajął się w życiu tym, co interesuje go od zawsze i otworzył warsztat. -Postanowiłem zainwestować oszczędności i otworzyć zakład, zmieniając całkowicie swoje życie – mówi. -Zrobiłem sobie taki prezent na 40 urodziny.


Rozkładanie i składanie


Zanim zamieszkał w Żyrardowie i założył warsztat, pracował 12 lat jako informatyk w telewizji TVN24, jednocześnie zarabiając dodatkowo po dyżurach w telewizji w cudzych warsztatach samochodowych.

Zawsze lubił majstrować przy rowerach, komputerach, czy samochodach. Interesowała go szeroko pojęta mechanika, dlatego zresztą skończył mechanikę w Wojskowej Akademii Technicznej. – W moim domu rodzinnym ciągle stało coś przeze mnie rozebranego, a to rower, a to telewizor, a to komputer – śmieje się. – Mama denerwowała się, że znów jest coś rozkręcone i stoi na wierzchu.

Kiedy zdecydował się otworzyć własny warsztat w Żyrardowie, zaczął szukać garażu do wynajęcia. Myślał o jakimś 60-metrowym pomieszczeniu. Znalazł halę, która może pomieścić dziesięć samochodów.

Poprawia błędy, naprawiając auta


Okazało się, że stać go na wynajem hali i zaczął zamieniać tę przestrzeń w warsztat. Zmagał się tu z rzeczywistością, osuszając ściany, doprowadzając wodę i prąd i w końcu stawiając podnośnik, frezarkę, czy piętrowe szuflady z narzędziami do pracy.   

Chciał mieć wszystko na swoim miejscu w warsztacie. Nie chciał dopuścić u siebie do tego, co dzieje się w innych, gdzie więcej czasu poświęca się na szukanie narzędzi, porozrzucanych przez pracowników, niż samą naprawę.

Zasadą numer jeden w swoim warsztacie uczynił porządek i to do dzisiaj ułatwia mu pracę.

Ulubione jego narzędzia to m.in. klucze udarowe. – A tu leżą nasadowe, półcalowe, ćwierćcalowe, płaskooczkowe, oczkowe odgięte, czy wpustowe… – pokazuje leżące na swoim miejscu narzędzia w szufladach. 


Zależało mu też na tym, by mieć możliwość dorabiania własnoręcznie narzędzi i części do aut, dlatego postawił u siebie tokarkę, frezarkę, czy niejedną spawarkę i teraz może poprawiać to, co nie wyszło dobrze w fabryce.


Ruch w warsztacie na uboczu


Klientów zdobył wśród tych, którym pomógł coś naprawić, gdy tylko otworzył warsztat, a oni roznieśli już dalej wiadomość w miasto, że przy Bielnikowej jest dobry mechanik. I tak na zasadzie poczty pantoflowej ludzie dowiadują się o nim do dziś.

Nie jest łatwo do niego trafić, a mimo to nie narzeka na brak klientów, ma pracę z wyprzedzeniem na pół miesiąca. Musiał też dość szybko zatrudnić dwóch pracowników i zacząć stawiać auta pod halą, bo nie mieściły się w środku.

Wszystko to zasługa także samych żyrardowian, którzy jeżdżą często kilkunastoletnimi samochodami, zrywają zawieszenie i mają potrzebę wymieniać części, żeby usprawniać działanie auta.

O mieszkańcach Żyrardowa Michał Wróbel może powiedzieć także to, że lubią markę volkswagen i stare audi, a w zamian za wykonaną usługę mają zwyczaj dawać często w prezencie wódkę czystą. 


Diabeł tkwi w szczegółach


To, co na pewno pomaga mu w pracy to wrodzona dociekliwość, chęć uczenia się, ciągle doszkala się, by nadążyć zmieniającą się branżą motoryzacyjną oraz wrodzona cierpliwość. Jest po prostu cierpliwy w stosunku do rzeczy, które trzeba naprawić.

To jest klucz jego sukcesu, związanego z działalnością warsztatu, w budowaniu kontaktów z klientami, czy w ogóle prowadzeniem biznesu w takiej branży jak motoryzacja. – Mam cierpliwość także do dzieci, czy zwierząt, taką mam już osobowość – wyznaje.

W warsztacie kręcą się dwa psy, towarzysze jego zmagań z naprawami kolejnych aut. Świadkowie jego rozbierania na części pierwsze samochodów i składania; codziennego rozkręcania, skręcania i naprawiania. Leżały obok niego w hali nawet w największe mrozy.

Lubi tu przebywać, zdarza mu się wstąpić tu i po prostu posiedzieć, nawet gdy nie pracuje.


Mechanika to też twórczość


Pierwszy rok głownie dokładał do interesu, remontował halę, urządzał ją, kupował sprzęty i potrzebne narzędzia, musiał zapracować na to, by w końcu zaczęły się pojawiać pieniądze i raz po raz kolejne wyzwania.

Największe? To był jak dotąd volkswagen multivan. Nietypowa edycja. Miał mocny silnik, napęd na cztery koła, ale nie wytrzymywała przy tym wszystkim skrzynia biegów. Niemcy, pierwsi właściciele pojazdu, wymienili ją, wstawiając taką od porsche i myśleli, że będzie OK, ale nie było. I Polak, kolejny właściciel, miał problem. Warsztaty specjalistyczne nie chciały się tym zająć, bo to pracochłonne zajęcie. W końcu Michał Wróbel, który naprawiał też sportowe auta i nauczył się przy nich kreatywności, zgodził się podjąć wyzwanie.

– Spędziłem nad tym multivanem ze sto godzin w warsztacie plus mnóstwo godzin w domu, przy komputerze, szukając informacji – wspomina. – Kiedy udało mi się go naprawić, miałem jednak satysfakcję. 

Uwaga i rozwaga receptą na rwetes


Najtrudniejsze w warsztacie są piątki, bo pod koniec tygodnia wszyscy przypominają sobie, że przydałoby się odebrać samochód z naprawy albo przyprowadzają z usterką i chcą mieć jak szybciej sprawne auto na weekend. – W piątki wszyscy potrzebują samochód „na już” – opowiada – i okazuje się, że auto wjeżdża na podnośnik, bo buczy, warczy, czy grzechocze, a tam widać, że koła latają i przy samochodzie jest masa pracy.

Michał Wróbel stara się wtedy zadowolić wszystkich, nawet w piątki, ale nie za wszelką cenę.

Kiedyś spawał w innym warsztacie i zapalił mu się rękaw w kanale. Trudno mu było dotrzeć płomień w przyłbicy i dopiero, gdy poczuł ciepło, zorientował się, że mało brakowało, a spłonąłby. Dlatego stara się zachować dziś w pracy rozwagę. I umiar.

Ma fach w ręku, chęci i zdolności, ale to co robi to ciężka praca, wymagająca koncentracji i zręczności. Ręce mechanika po całym dniu pracy są usmolone, przykurzone i wysuszone, najbardziej brudzą się od klocków hamulcowych.

Z hali przy Bielnikowej Michał Wróbel wychodzi zwykle zmęczony, opuszcza ją po wielu godzinach pracy i w ciszy, bo ustaje wtedy dźwięk kluczy udarowych. Zamyka drzwi na klucz spracowany, ale z radością z wykonanej pracy, we własnym warsztacie.


***

Pole widzenia Sp. z o.o.
Bielnikowa 4, 96-300 Żyrardów

znajdź na mapie

Michał Wróbel, fot. Paweł Świątek
Michał Wróbel, fot. Paweł Świątek