Bartłomiej Malewicz

florystyka

Bartłomiej Malewicz

Nazwał się krótko „Pan Kwiatek”, ale jego droga do fachu florysty była długa i wiodła do Żyrardowa znad morza. Od lat tworzy w mieście kompozycje z kwiatów, zdarzają mu się zamówienia kolorowe jak łąka.


Ulotność jest najciekawsza w moim fachu


Autorka: Anna Kamińska


– Ja mam taki zapał: ja nie zrobię!? Lubię sam wszystko naprawić, uprzeć się, że poradzę sobie z każdą rzeczą, żaden fachowiec nie zrobi mi zlewu tak jak ja! Taki jestem – mówi w swojej pracowni „Pan Kwiatek” przy ulicy 1 Maja florysta Bartłomiej Malewicz. 

O swoim fachu opowiada, stojąc przed długim drewnianym stołem, na którym leżą mech, nożyczki, sznurek oraz narzędzia na przycinania kwiatów, jodły, czy drutu, bo na co dzień w jego pracowni powstają wieńce.

Liść feniksa, palma waszyngtonia, liść kordyliny, rukus, czy mahonia – to rodzaje roślin, które musiał poznać, gdy zaczął komponować bukiety na pogrzeby, a teraz przywozi te gatunki z giełdy roślin, gdy składa wieńce. A jeśli przygotowuje kompozycje kwiatowe na inne okazje niż pogrzeby, czyli śluby, urodziny, czy święta albo pomaga komuś dobrać rośliny w domu, wtedy to, co ląduje na jego stole, zależy od woli klienta.


W Żyrardowie dobił do portu

Florystą został wtedy, gdy pojawił się w Żyrardowie, czyli prawie 18 lat temu. Rodzice jego partnerki prowadzili kwiaciarnię przy ulicy Mireckiego i robili wieńce dla firmy pogrzebowej i zaczął im pomagać. Z pomocnika szybko stał się rzemieślnikiem, który wniósł do zakładu przy Mireckiego świeżość i dobre pomysły, a z czasem wszedł do rodziny i przejął fach teścia.

Z rzemiosła żył wcześniej w Trójmieście, skąd przyjechał do Żyrardowa. W Gdańsku zajmował się oprawą bursztynu i wykonywał srebrne kolczyki, naszyjniki, czy bransolety w pracowni biżuterii artystycznej.
Wolał pracować z bursztynem w dłoni, niż na przykład w stoczni. W Gdańsku kształcił się na mechanika okrętowego w szkole okrętowej z tradycjami Conradinum, do której chodził przed wojną pisarz Günter Grass.


Grunt to zamocowanie


W Żyrardowie w pracowni przy 1 Maja, do której zaprasza czarno-biały szyld napisem „Pan Kwiatek”, Malewicz pracuje od dwóch lat, wciąż prowadząc jednocześnie kwiaciarnię przy Mireckiego. 

W pracowni zatrudnia dwie pracownice, które pomagają mu wywiązywać się z wiązanek.

– Pracujemy tu tak, by zdążyć na czas na uroczystość – opowiada. – Zdarza się, że przyjeżdżam tu na noc i pracuję do rana, a czasem przychodzimy wszyscy we troje na piątą, o świcie, by wieńce były gotowe na pogrzeb. I dobrze zamocowane.

Ich zadaniem jest to, by kwiaty przetrzymały ceremonię, niczym statek na morzu sztorm. 


Żyrardowskie kwiatki

Wieńce, jakie wykonują, klient może wybrać z katalogu lub zamówić coś osobliwego. Tak było z wiązanką kwiatów dla jednej z babć, której rodzina powiedziała, że babcia była wesoła i warto, by pożegnać ją wiązanką, złożoną z różnokolorowych kwiatów. – Lubię takie zadania – mówi „Pan Kwiatek”. Wiem, że mogę wtedy zaszaleć, użyć dzikiej róży i wiele kwiatów i igieł, a nie jak zwykle z jednego koloru róży, jak chcą często żyrardowianie.

Kiedyś na jeden z pogrzebów robił wieniec – łódkę z żaglem z linami etc., zrobionymi z roślin, krzewów i kwiatów, głównie anturium, który zamówili żyrardowscy wodniacy z drużyny harcerskiej na pogrzeb swojego druha, z którym pływali po wodach.

„Pan Kwiatek” ma stałe klientki, które co rok zamawiają wiązanki na Wszystkich Świętych. Mówią do niego: – Panie Bartku, proszę mi zrobić coś fajnego… – Na co mogę sobie pozwolić? – pyta „Pan Kwiatek”. A klientki na to: – Na wszystko, żeby sąsiedzi gadali…

– Tworzę wtedy coś specjalnego – mówi Malewicz. – Ładuję badyle, robię długą niesymetryczna konstrukcję, przyczepiam fiolki i pełno pojedynczych kwiatków i klientki wychodzą z tymi oryginalnymi kompozycjami zachwycone.


W prostocie siła


Wprawił się w takie zadania, pracując jeszcze pod okiem teścia, gdy na Mireckiego znajomi namawiali go na coś niebanalnego, chcieli kompozycję z marchewek na grób działkowicza albo ozdoby z dyni. I tych ciekawych zadań przybywało. 

Ostatnio na Wszystkich Świętych robił wazon, z którego po całym grobie wylewały się kwiaty. Targał własnoręcznie taką kompozycję na cmentarz. – Efekt był spektakularny, a klientka szczęśliwa -wspomina.

Jeśli chodzi o śluby „Pan Kwiatek” lubi najbardziej robić naturalne, proste bukiety z polnych, różnokolorowych kwiatów. Z elementami trawy, czy prosa. Potrafi pleść z takich kwiatów wianki, czy przygotowywać ozdoby do butonierek.

– Zrobiłem kiedyś na czyjąś uroczystość wiązankę z dmuchawców -opowiada Malewicz – „Pan Kwiatek”. Zerwałem je na łące i jeszcze na miejscu zaimpregnowałem, by bukiet się nie rozleciał. W pracy ogranicza go tylko pomysłowość.


Tworzywo ulotne jak wiatr

„Pan Kwiatek” tworzy też kompozycje z kwiatów na cmentarz w szkle i lasy w butelce z mchem, bluszczem, czy żarówką umieszczoną w środku, a nawet z mrówkami, czy ślimakami, które robią w roślinach porządki.

A co jest najciekawsze w jego fachu? – Ulotność odpowiada. – Pracuję na materiałach, które dziś są, służą, a za chwilę ich nie ma, są tylko wspomnieniem. To, że jestem częścią tego procesu jest niezwykle ciekawym doznaniem.

A najtrudniejsze? – W tej pracy nie ma rzeczy trudnych, trzeba być po prostu wytrwałym – tłumaczy. -Ręce mam pokłute, w żywicy, obolałe, bo wyginam druty. Kiedy klientki wychodzą od niego zachwycone, jest jednak satysfakcja.

– Chciałbym, żeby co raz więcej ludzi miało pomysły i chciało kupować ciekawe kwiaty, a nie banał i żebym miał nowe wyzwania – mówi. I żeby w Żyrardowie nie było tak nudno, szaro i ponuro.

Malewicz ma w planach sklep autorski w swojej pracowni. Wiszą w nim już lampy, będą pod nimi stały oryginalne wiązanki pogrzebowe, jakie obserwuje na Instagramie, podglądając florystów z całego świata, a nie tylko polska klasyka: jodła, róża i sztampa. I wszystko to, co, chce zaproponować klientom od siebie, będzie można wkrótce zobaczyć. On już swoją osobą ubarwia Żyrardów i na pewno takie same będą te nowe bukiety.

***

Bartłomiej Malewicz, fot. Paweł Świątek
Bartłomiej Malewicz, fot. Paweł Świątek